Kizito – patron młodzieży

Był najmłodszym spośród wszystkich męczenników. Należał do klanu Siluro i był z plemienia Baganda. Urodził się w Bulumezi. Lukomera, jego ojciec, oddał go niejakiemu Nyika, najważniejszemu członkowi swego klanu. Kizito na pewien czas powrócił do domu, gdzie kontynuował formację. Prawdopodobnie wtedy po raz pierwszy usłyszał o misjonarzach katolickich, ponieważ Nyika i jego syn Paweł Nalubandwa od czasu do czasu odwiedzali o. Lourdela. To właśnie Nyika przedstawił go królowi Mutesa i w ten sposób Kizito stał się jednym z paziów. Misjonarze musieli opuścić dwór królewski i udali się na południe od jeziora, kiedy Kizito przybył, lecz Kaggwa kontynuował nauczanie katechumenów, pomiędzy którymi znajdował się Kizito.
Po śmierci Mutesa, Kizito został paziem nowego króla. Mwanga sprowadził z powrotem misjonarzy i ci niezmordowanie kontynuowali posługę apostolską. Widząc trudności, które musieli pokonać nowi chrześcijanie, mówili im o powadze zaangażowania chrześcijańskiego i odpowiedzialności, którą mieli podjąć na chrzcie św.
Kizito był czystego serca i umiał je zachować dzięki opiece Andrzeja Kaggwa. Pomimo nieustannego niebezpieczeństwa, które mu zagrażało, ze względu na nieobyczajne propozycje kabaka, pozostał niewzruszony i nie zgodził się na perwersyjne propozycje króla.
Kizito, mając świadomość swej trudnej sytuacji, ciągle prosił o. Lourdela o udzielenie mu chrztu:
– Ochrzcij mnie! Kabaka nas zabije!
– Jeszcze nie poznałeś dobrze religii i jesteś zbyt młody.
– Nie jestem zbyt młody, by umrzeć! Król nieustannie nam powtarza: zabiję wszystkich, którzy nie przestaną się modlić tak, jak biali, zabiję nawet dzieci, zabiję wszystkich, jeśli nadal będą się modlili! Chcesz zatem, bym umarł nie będąc dzieckiem Bożym?
– Przecież już nim jesteś przez chrzest pragnienia!
Czasami Kizito zostawał na całą noc w misji, prosząc o. Lourdela, by podał mu datę chrztu. Przy pewnej okazji, o. Lourdel nie mogąc go przekonać, by sobie poszedł, wziął go na ręce, wystawił za okno i powiedział:
– Sprawuj się tak, jak dotąd, módl się, poznawaj religię i za miesiąc zostaniesz ochrzczony.
Kizito mu odpowiedział:
– Ale król nie pozwoli mi przyjść do misji!
– Dam ci pewien środek – odpowiedział misjonarz – który sprawi, że będziesz się wydawał chory; w ten sposób spędzisz parę dni w Rubaga, przygotowując się do tego wielkiego wydarzenia.
Kizito przyjął wreszcie chrzest z rąk Karola Lwangi 26 maja 1886 roku. Bał się, że nie okaże się wierny w chwili próby i o swych niepokojach wspomniał Karolowi:
– Kiedy przyjdzie chwila, by wyznać naszą wiarę – powiedział – wezmę cię za rękę i nie załamiemy się.
Dwóch chłopców chrześcijan, bojąc się prześladowania, uciekło, chcąc schronić się w misji. Kizito zapytał ich:
– Myślicie uciekać? Dokąd pójdziecie? Nie spełnić przysięgi to wiarołomstwo!
– Pójdziemy z ojcami – powiedział jeden z nich.
– Ja natomiast wracam do pałacu – odpowiedział nieustraszony Kizito. Ten młodzieniec pełen zalet i odznaczający się wielką gorliwością apostolską, został skazany na spalenie żywcem.
Więzienie w Namugongo dzielił z Achillesem Kiwanuka. Dionizy Kamyuka, który go zobaczył, zapewnia, że „był tak radosny podczas rozmowy jak wcześniej; i w dniach, które poprzedziły jego śmierć, nie widziafio się na jego twarzy żadnych oznak smutku, ale całkowitą radość”. Nyika próbował go ocalić, lecz Mukajanga nie zapomniał, że ten młody chrześcijanin nazwał go któregoś dnia „wielkim demonem” i wytknął mu wszystkie praktyki magiczne.
– Nie wahałem się zabić mych przyjaciół, a mam ocalić tego! – powiedział.
Zwiążcie Kizito!
I zwracając się do młodego męczennika, dodał:
– Ty mi powiedziałeś: ogień, którym zapalasz fajkę, spali cię. Nazwałeś mnie wielkim demonem! Teraz to ja cię spalę!
Kiedy Kizito zobaczył ogień, wydał radosny okrzyk: – Szybko zobaczymy Boga! Z tą samą radością pozostali męczennicy odpowiedzieli:
– Tak; właśnie tutaj zobaczymy Jezusa!
– Przyjaciele – dodał Kizito – powinniśmy iść do nieba, modląc się ze złączonymi rękoma, aby Pan dał nam wszystkim łaskę bycia wiernymi.
Kizito zawołał Szymona Sebutta, jednego z trzech uwolnionych chrześcijan, i polecił mu w ich imieniu pozdrowić misjonarzy, przede wszystkim zaś o. Lourdela i przekazać mu, że jego radość była bez miary, ponieważ umierał z miłości do Jezusa i Maryl. Z rękoma przywiązanymi do pleców i okręcony słomą, spłonął 3 czerwca 1886 roku. Miał wtedy czternaście albo piętnaście lat.