Napisano dnia
BAAACZNOŚĆ! DO RAPORTUUU STAŃ!
Nasza strategia na dzisiaj zakładała szybką pobudkę, poranną rozgrzewkę duszy w kaplicy, posilenie ciała i błyskawiczny desant na działkowym froncie, żeby po południu móc zregenerować siły i przygotować Oddział na jutrzejsze zmagania.
Niestety, wróg zaatakował pierwszy.

Poranna deszczowa ofensywa kompletnie zaskoczyła naszych dzielnych żołnierzy i zatrzymała ich w bazie z daleka od haczek, grabi, grządek i ton nawłoci. Wobec zmasowanego bombardowania z szarych chmur byliśmy bezsilni, chociaż niektórzy sprawiali wrażenie, jakby taki stan rzeczy im odpowiadał… TO ZOSTANIE ODNOTOWANIE W RAPORCIE, SZEREGOWY.
Wobec zaistniałej sytuacji, zostaliśmy zmuszeni do zmiany naszych planów taktycznych. Oczywiście pierwsze 2 punkty, dzięki bezpardonowemu budzeniu nas przez Weronikę, odbyły się według podanych dzień wcześniej rozkazów, to znaczy: wspólnotowa jutrznia w kaplicy i jedzenie okraszone kawą (pierwszą i nie jedyną tego dnia, żeby nie było wątpliwości.) Co prawda w tym momencie nasz podniebny, szary wróg odpuścił, aaale nie z nami te numery, Bruner! My już dobrze wiemy, że to był tylko fortel mający na celu wywabić nas z bazy i zlać zimnymi strugami w 5 minut po wyjściu na działkę.

Po naradzie podjęliśmy wspólną decyzję o przeczekaniu nawałnicy (również tej potencjalnej) zajmując się w tym czasie taktyczną, regenerującą drzemką lub innymi zajęciami podnoszącymi morale Oddziału. Jednocześnie znalazła się grupa Ochotników o kryptonimie operacyjnym ToyotaTeam, która podjęła się dokonania zwiadu i rozpoznania terenu w Kozłówce, gdzie według naszych informatorów, znajdować się miał okazały Pałac Zamoyskich.


Nasz oddział haczkowników miałby spore pole do popisu!


Operacja Zwiad przebiegła pomyślnie i została zakończona pełnym sukcesem. Każdy członek Załogi był zachwycony pięknem Pałacu oraz jego historią – nie tylko budynek, ale też i wyposażenie przetrwały praktycznie bez większych zniszczeń obie Wojny Światowe, co w Polsce jest niestety rzadkością. Tym bardziej cieszymy się, że mamy takie perełki architektury i mogliśmy je zobaczyć.
W tym samym czasie pozostała część Ekipy podjęła przygotowanie naszej Bazy na coś, co AKaeMowicze lubią najbardziej (poza kawą, ale to tylko niektórzy), czyli kolejne już ognisko. Oprócz zdobycia niezbędnych zapasów, po które wybrała się kolejna grupa Ochotników, trzeba było przygotować wszelkie kolorowe, warzywne, sałatkowe dodatki, które w magiczny sposób sprawiają, że tłusta, pełna cholesterolu i niezdrowa kiełbasa z keczupem staje się zbalansowanym i pełnowartościowym posiłkiem…



Oczywiście ogień to nie poranny deszcz – sam się nie pojawi. Jak w każdej kompletnej Drużynie, gdzie wszyscy mają swoje miejsce i zadanie, tak i my mamy Mariana, który już tradycyjnie ułożył fachowy, deszczo-odporny-odpalany-jedną-zapałką-dający-duży-płomień-i-ogromny-żar-stos.

Po wykonaniu wszystkich porządkowych prac przyszedł czas na kolejne już spotkanie z biskupem Adamem Babem, który odpowiedział na wiele nurtujących nas pytań o biskupstwie, życiu i nie tylko.

Po usłyszeniu odpowiedzi na te i inne pytania, wykonaliśmy w prawo zwrot i odmaszerowaliśmy równym krokiem do kaplicy na spotkanie z Najwyższym Marszałkiem, Generałem nad generałami, Wodzem wszystkich wodzów…


… żeby zaraz po tym kontynuować spotkanie już przy kiełbasce z sałatką albo inną cukinią (coby dbać o pełne żołądki i zdrowie Szeregowych) i rozlicznymi rozmowami i refleksjami na tematy wszelakie.


Także, pomimo porannych zawirowań spowodowanych niespodziewanym atakiem nieprzyjacielskich powietrzno-wodnych sił, z dumą i radością możemy wysłać protokół o osiągniętym zwycięstwie taktycznym i strategicznym.
Ad maiorem Dei Gloriam!
Szeregowyyy do raportu!
TAK JEST!

Deszcz?
SPADNIĘTY!
Działka?
CAŁA MOKRA!
Sen?
ODROBIONY!
Pałac w Kozłówce?
ODWIEDZONY!
Jedzenie?
ZJEDZONE!
Kawa?
WYPITA!
Biskup?
SPOTKANY
Msza?
ODPRAWIONA!
Rozmowy?
ODBYTE!
Blog?
[21:37]…
Blooog?
[00:00]…
BLOOOG?!
[03:00]…
SZEREGOWY SULOWSKI, BLOG?!
NAPISANY!
SPOOOOCZNIJ!
Sulo
Aaah! No i jeszcze jedno! Wzorem moich wpisów z Ghany z zeszłego roku, nie może się obyć bez kącika muzycznego!
Tym razem zapraszam do przesłuchania (i pomodlenia się!) Baba Yetu czyli… modlitwy Ojcze nasz w języku Suahili – jednym z bardziej znanych języków afrykańskich obecnych. To właśnie nim posługiwał się jeden z bohaterów W pustyni i w Puszczy Henryka Sienkiewicza – Kali, który często zwracał się do Stasia tytułem Bwana Mkubwa, co oznacza Wielki Pan.
Co ciekawe, kompozycja ta pierwotnie wcale nie powstała do użytku liturgicznego, ale jako soundtrack do strategicznej gry turowej Civilization IV, a jej autorem jest kalifornijski kompozytor Christopher Tin.