Gonzaga Gonza

Grzegorz był synem księcia z Busoga i należał do klanu Baisengobi Ngabi. W młodości został schwytany w łapance i wychował się w domu Tegusaga, królewskiego kowala, który go oddał na dwór w charakterze pazia. Grzegorz był także paziem syna Mutesa, Mwanga, i był odpowiedzialny za dozór nad więźniami przebywającymi na dworze. Był raczej niewielkiego wzrostu, ale silnej budowy ciała; cechowała go wielka inteligencja i ogromna dobroć. Jego imię było zdrobnieniem imienia ojca, Ngonzabato, które oznacza „kocham ludzi prostych”.
W 1881 roku katechumen o imieniu Namulabira został aresztowany; oskarżono go o wspólżycie z jedną z żon króla. Prawdziwym jednak powodem było to, że ochrzcił niektórych katechumenów, którzy znajdowali się w niebezpieczeństwie śmierci z powodu epidemii dżumy dymienicznej. Grzegorz zapewniał im konieczną pomoc i udzielał im sakramentu chrztu, zanim poddano ich próbie ognia. Namulabira pomyślnie przeszedł próbę ognia, która potwierdziła jego niewinność, ale dalej pozostawał w areszcie. Jego strażnik czasami pozwalał mu wychodzić w nocy i iść do misji, pod warunkiem, że czterech spośród jego przyjaciół pozostało jako zakładnicy, aż do czasu jego powrotu. Gonza był zawsze jednym z nich. W tych trudnych chwilach, Gonza przestrzegał misjonarza, mówiąc:
-Prawdopodobnie zaaresztują także i nas, ale nie jest to ważne, pójdziemy do nieba.
O. Lourdel radził katechumenom odmawiać modlitwę Ojcze nasz, by mieli siłę w momencie próby.
Pewnego dnia Gonza zapytał jednego z towarzyszy:
– Masimbi, czy kiedykolwiek słyszałeś te słowa: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”?
– Widzialem je zapisane po arabsku i znam je na pamięć – odpowiedział Masimbi.
Gonza dodał:
– Jeśli chcesz się modlić, jutro pójdziemy do domu misjonarzy.
Następnego dnia dwóch młodzieńców poszło zobaczyć się z misjonarzami.
Gonza został ochrzczony 17 listopada 1885 roku, następnego dnia po śmierci Józefa Mukasa. Skazany na śmierć, wyruszył w drogę do doliny Namugongo, razem z pozostałymi chrześcijanami. W Mengo kaci skuli wszystkich łańcuchami, by nie mogli uciec w nocy. Rankiem następnego dnia rozkuto ich, ale kajdany Grzegorza poraniły jego ciało, tak bardzo, że nie można ich było zdjąć. Biedny chłopiec, z krwawiącymi kostkami, wlókł się z ogromnym trudem. Po przybyciu do Lubawo, kaci postanowili skończyć z Grzegorzem. Było tam skrzyżowanie dróg i kaci mieli zwyczaj zabijania tam któregoś ze skazanych. Gonza upadł na ziemię przebity włóczniami. Kaci podziwiali jego odwagę widząc, że nie lamentuje i nie skarży się.
Grzegorz został umęczony 27 maja 1886 roku. Miał dwadzieścia cztery lata. Osiem dni później paru chrześcijan mogło zebrać kosmyki jego włosów. Wszystko inne zostało pożarte przez sępy.