#AKM Dzień 10. Drzemka w Lublinie

Napisano dnia

Kto czytał wczorajszego bloga ten wie, że dzień wczorajszy ( poniekąd będący niedzielą) był dla nas szczególnie pracowity. Tak więc stanęliśmy dzisiaj przed koniecznością odespania go – każdy w innym miejscu Lublina i w innym punkcie dnia, w sposób mniej lub bardziej kontrolowany. W związku z tym ta relacja może zawierać drobne nieścisłości oraz śladowe ilości wspomnień osób innych niż, momentami śpiący, autor.

Ale od początku – w dniu dzisiejszym nie stawiliśmy się do zwyczajowej pracy na działce. Nie oznacza to jednak, że wypełniony rozmaitymi punktami programu i emocjami dzień był mniej męczący – zaczęliśmy go tradycyjnie jutrznią, co dawało największym śpiochom tylko 5h snu. Odmówiwszy oficjum adekwatne do święta św. Bartłomieja Apostoła udaliśmy się na szybkie acz pożywne śniadanie. Następnie spotkaliśmy się z przełożonym domu Ojców Białych, o. Bogusławem. Opowiedział on nam o swojej drodze misjonarza, a w szczególności zadaniom jakim jako duszpasterz plemienia Iteso w Ugandzie.

 

Aż żal było przerywać tak interesujące spotkanie, ale czekały na nas kolejne spotkania, tym razem wybraliśmy się już poza Dom Misjonarzy Afryki, a konkretnie pojechaliśmy do Lubelskiej Kurii. W niej osoba odpowiedzialna za koordynację pracy grup misyjnych w diecezji, siostra Irena przedstawiła nam prezentację na temat którym się zajmuje. Po zapoznaniu się z miejscowymi projektami misyjnymi wzięliśmy udział w modlitwie Anioł Pański wraz z ordynariuszem miejsca, Arcybiskupem Stanisławem Budzikiem. Następnie zobaczyliśmy pokój zajmowany przez kandydata na ołtarze, kardynała Stefana Wyszyńskiego, w ciągu jego trzyletniej posługi jako biskup Lubelski.

Prosto z budynków kurialnych udaliśmy się do Katedry pod wezwaniem dwóch świętych Janów – Chrzciela i Ewangelisty. Wizyta w tym pięknym kościele była tylko wstępem do wycieczki po
starym mieście, której przewodniczył , „a vista” nasz niezastąpiony gawędziasz Filip, okraszając nasz spacer kopą prawdziwych bardziej lub mniej, ale zawsze pasjonujących ciekawostek. Zobaczywszy zamek w Lublinie oprowadzanie zakończyliśmy w kościele pw. św. Wojciecha na podwalu, gdzie w odnowionym kompleksie przykościelenym posililiśmy się smacznym obiadem.

Po drodze na następne spotkanie, zobaczyliśmy kaplicę oraz dziedziniec KUL, na którym można zobaczyć rzeźbę przedstawiającą jego patrona – św. Jana Pawła II.

Kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem był klasztor sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi. Jest to kolejne niesamowite miejsce na mapie Lublina – właśnie dzięki jego mieszkankom. Wizytę rozpoczęliśmy od wspólnego odmówienia koronki do Miłosierdzia Bożego, po której musieliśmy niestety pożegnać naszego opiekuna – biskup Szymon towarzyszył nam swoją pogodną i dobrą obecnością we wszystkich punktach programu aż do tej pory ????
Następnie z zapartym tchem wysłychaliśmy opowieści przełożonej domu, siostry Maryli o jej posłudze w Japonii. Siostra mieszkała w kraju kwitnącej wiśnii przez 17 lat! Z dużym dystanem opowiedziała nam, jak to przed jej wyjazdem do Japonii w kraju tym było 0,3% katolików, podczas gdy po jej misji statystyka ta się zmieniła, ponieważ katolików nadal było 0.3% – odjąć jej osobę. Specyfiką tego terenu misyjnego jest fakt, że Japończyk po pierwszym poznaniu katolickich prawd wiary potrzebuje kolejnych 20 lat, aby zdecydować się przyjąć chrzest. Warto dodać, że siostra Maryla z pochodzenia jest Poznanianką, co stanowiło kolejne pole do wzmożonej dyskusji na temat naszego rodzinnego miasta.

Innym misyjnym zakątkiem domu sióstr było muzeum misyjne. Zorganizowane na poddaszu domu gromadziło pamiątki ze wszelkich stron świata – a warto zauważyć, że Franciszkanki Misjonarki Maryi posługują w 76 państawach na świecie! Szczególną popularność w sercach dziewcząt zdobyła garderoba, w której przymierzając rozliczne misyjne stroje mogły poczuć się gwiazdami światowej mody tradycyjnej.

Ostatnią i najważniejszą wspólna modlitwą była adoracja i msza święta połączona z nieszporami, w której wzięła udział cała wspólota domu – siostry zaszczyciły nas swoim śpieweem podczas liturgii, oraz po raz kolejny zaskoczyły swoją otwartością, gdy niczym rasowe pyry zatrzymały się z nami na klejdry przed kaplicą.

Ukoronowaniem dnia było – jak to nazwał Ojciec Mariusz – udomowianie działki, na której w minionym tygodniu pracowaliśmy. Rozpaliliśmy więc na niej ognisko, wokół któego spędziliśmy sympatyczny wieczór. Nie zabrakło kiełbasek, gitary ani tańców wokół płomieni. Udany dzień zakończyliśmy wzajemnym dzieleniem się najpiękniejszymi chwilami dnia – perełkami, oraz modlitwą przy przyjemnie ciepłym, dogasającym żarze ogniska

MD