Wczoraj nasz współbrat O. Adam Choma, który przebywa na urlopie w Polsce udzielił inspirującego wywiadu w „Nowym Radiu.” W programie O. Adam dzielił się swoimi myślami na temat współczesnych wyzwań, duchowej drogi oraz swojej pracy misyjnej. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji wysłuchać tego wywiadu, serdecznie zachęcam do nadrobienia zaległości. To naprawdę wartościowy czas spędzony w towarzystwie O. Adama. Mam nadzieję, że ten wywiad przyniesie Wam tyle samo radości i inspiracji, co nam wszystkim tutaj w domu w Natalinie.
Cały wywiad jest dostępny na stronie Nowego Radia: tutaj
Transkrypcja wypowiedzi Ojca Adama: - Dlaczego Afryka? A: Nie wszystko można zrozumieć do końca, bo to jest sprawa Boża również. Powołanie różnie się rodzi, różnie się je. Ja to zacząłem odkrywać na studiach, gdy studiowałem na Akademii Rolniczej. Raczej nie miałem żadnego nagłego nawrócenia, żadnej wizji, ale to był proces odkrywania Boga. To się wiązało z przeczuciem, poczuciem, głosem aby być misjonarzem. Na początku nie myślałem żeby być księdzem, ale by być misjonarzem. Jak poznałem Ojców Białych tutaj w Lublinie, to po spotkaniu z nimi zacząłem formację. Tak zacząłem odkrywać i pogłębiać swoje powołanie, które mnie zaprowadziło do Afryki. - Duch Święty. A: Na pewno to jest ważne w życiu osobistym. To działanie Ducha Świętego jest podstawą misji Kościoła. Duch Święty prowadzi Kościół i prowadzi każdego z nas. Tak samo na misji w Afryce, gdy się jest w miejscach gdzie jest niewielu chrześcijan, niewiele nawróceń, to tak po ludzku można by się zniechęcić, a po prostu ja wierzę, że robimy to co potrafimy najlepiej a Duch Święty zakończy te nasze działania. Czasem możemy poznać owoce naszej pracy za naszego życia, a innym razem będą one widoczne kiedyś. To też misja Kościoła różni się od ludzkiego pojmowania pracy. Po prostu efekty czasami nie są wymienne. Nie można ich po ludzku zmierzyć, zobaczyć, posmakować. One czasem przychodzą szybko, innym razem wydaje się nam ze zmarnowaliśmy czas, a później się okazuje że są owoce, których nie oczekiwaliśmy. - Lekcja cierpliwości. A: Ja ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że jak – około 10 lat temu - przyjechałem na swoją pierwszą placówkę na północ Wybrzeża Kości Słoniowej do miejsca gdzie jest wielu animistów, oraz trochę muzułmanów i baptystów to się okazało że pomimo entuzjazmu i chęci żeby zmieniać, zrozumiałem że raczej trzeba się zatrzymać, popatrzeć, że to nie od nas wszystko zależy. Oczywiście trzeba pracować, trzeba się starać, ale najważniejsze jest najpierw poznać miejsce i nauczyć się cierpliwości. Lud Senufo, gdzie pracowałem jest ludem rolniczym, a trzeba wiedzieć że ludy rolnicze są bardziej przywiązane do swoich tradycji, przyzwyczajeń, rytmu życia. Ludzie nie lubią szybkich zmian i jak się coś robi za dużo to oni nie będą współpracować i raczej pójdą swoją drogą. Nauczyłem się tam przymykać oko na pewne rzeczy, żeby nie być aż tak radykalnym bo to nic nie daje, i można pogubić tzw. owczarnię. Będzie się szybko szło, a oni się będą ciągnąć z tyłu za ogonem. Tam zrozumiałem że trzeba iść razem jednym rytmem żeby gdzieś dojść. - Miejsca gdzie Ojciec pracował. Życie codzienne na misji. A: Ja byłem najpierw na północy Wybrzeża Kości Słoniowej. Na południu jest ocean, a na północy kraj graniczy z Burkina Faso i z Mali. To jest kraj, który ma wszystko. Ma dostęp do morza, ma roślinność, jest pierwszym producentem kakao i kawy. W północnej części jest inny klimat i jest sawanna. Jest to więc kraj bardzo zróżnicowany z dużym potencjałem. Kraj, który się rozwija. Ludzie są różni. Ci na północy są bardziej otwarci, radośni, beztroscy a na południu można powiedzieć bardziej pracowici, spokojni, stonowani, mniej okazujący uczucia. Byłem w obu częściach kraju, bo byłem trzy lata w Abijanie na południu, i sześć lat na północy kraju w Korhogo. Na północy jest lud rolniczy. Całe ich życie toczy się według rytmu upraw. Życie społeczne i religijne toczy wokół rytmu wegetacji roślinności. Ich święta też się wiążą z rolnictwem. Składanie ofiar podczas zasiewu czy tradycyjne świętowanie w czasie zbioru plonów podporządkowane jest pracy na roli. Praca na roli zaczyna się w okresie od kwietnia do maja. Wtedy deszcze zaczynają padać i ludzie muszą sprzątnąć pola, przygotować je pod zasiew. Okres wegetacji trwa do października lub listopada, kiedy są zbiory. Potem od października do marca jest pora sucha. Wtedy życie bardziej zamiera. Można to porównać do naszej zimy na wsi, tylko ze jest gorąco. W grudniu, styczniu i lutym jest chłodno, czyli temperatura spada do 35 stopni Celsjusza w dzień, a w nocy może spaść nawet do 5 stopni. Bardziej na północy – na Saharze - w dolinach temperatura może spaść do zera. Tam gdzie pracowałem temperatura w nocy spadała najwyżej do przedziału między 15 a 17 stopni. W Korhogo byłem do 2020 roku. Korhogo jest trzecim lub czwartym miastem na Wybrzeżu Kosci Słoniowej. Abijan jest stolicą ekonomiczną kraju. Nie jest to stolica polityczna pomimo że jest największym miastem. W Abijanie mieszka 50 procent ludności kraju. To jest bardzo zatłoczone miasto. Korhogo ma około 300 do 400 tysięcy mieszkańców. W mieście jest uniwersytet. Dla mnie to jest jak duża wioska, bo prawie wszyscy się znają. Jeżeli obcy się pojawi, to ludzie go zaraz ,,obczają.” To jest duża wioska, nawet jak jest 400 tysięcy ludności, a to dlatego ze są przywiązani do tradycji. W tej miejscowości mamy kościół i ponad dwadzieścia wiosek. Praca na parafii nie różni się bardzo o tego jak to wygląda na parafiach w Polsce. Angażujemy się w ewangelizację, przygotowywanie i udzielanie sakramentów itd., tylko to się odbywa bardziej poprzez spotkania z ludźmi. Jest dużo chrztów dorosłych, wiec trzeba towarzyszyć katechumenom podczas czteroletniego okresu przygotowania do chrztu. Chrztów dzieci jest niewiele. Ludzie świadomie się przygotowują do chrztu. Mamy tam ośrodek zdrowia. W 2002 r. była wojna domowa i był kryzys w państwie. Od tego czasu kraj jest podzielony na północ i południe. Północna część, w której byliśmy, była pod kontrolom rebeliantów. Zbudowaliśmy ośrodek zdrowia w wiosce. On działał, a później po moim przyjeździe dobudowałem porodówkę z trzema salami, żeby kobiety mogły przed i po porodzie zostać w szpitalu. Państwo również wymaga, aby kobiety zostawały przez tydzień po porodzie w szpitalu na obserwacji. Razem z osobami świeckimi prowadziliśmy ten ośrodek, kupowaliśmy leki, płaciliśmy różne opłaty itd. Od czasu do czasu staraliśmy się wybudować jakąś studnię. Na wioskach ludzie nie cierpią głodu w tej części Afryki. Żyją skromnie, ale sobie radzą. Problem pojawia się, gdy trzeba posłać dzieci do szkoły, bo to jest to kosztowne. Podobnie wygląda sytuacja jeśli chodzi o opiekę zdrowotną. Kłopoty ze zdrowiem mogą bardzo nadwyrężyć budżet domowy, bo prawie wszystko jest płatne. Jak się jedzie do szpitala to trzeba kupić rękawiczki lekarzowi, bo inaczej nie zacznie badać pacjenta. To dotyczy nawet szpitali państwowych już nie mówiąc o prywatnej służbie zdrowia bo na nią trzeba mieć dużo pieniędzy. Niestety służba zdrowia staje się businessem dla niektórych ludzi. Tutaj w Polsce sobie nie zdajemy sprawy ile kosztuje opieka. - Jak poprawić sytuację? A: To jest bardzo skomplikowane, bo opiera się o dostęp do środków finansowych. Jeśli ktoś ich nie ma to nie ma szans na leczenie. Ta sytuacja wymaga pracy żeby zmienić istniejące struktury. Chociaż trzeba powiedzieć, że na Wybrzeżu Kości Słoniowej prezydent wprowadza takie roczne ubezpieczenie zdrowotne, dzięki któremu ludzie mają dostęp do podstawowych leków, np. na malarie. To nie pokrywa większych zabiegów operacyjnych czy specjalistycznego leczenia, ale pomaga. Ta sytuacja wymaga dużych zmian społecznych i strukturalnych. My jako misjonarze tylko możemy ,,łatać dziury po prostu.” Ludzie nie maja pieniędzy, i trzeba doprowadzić do takiej sytuacji, żeby ludzie je mieli: żeby mieli godna pracę i godna płacę. Jeśli ludzie będą mieli środki no to się wszystko też zmieni. - Rynek pracy. A: Rynek pracy dotyczy dużych miast. Mieszkałem w Abijanie, a teraz mieszkam w innym dużym mieście w Ouagadougou w stolicy Burkina Faso. Mogę o tych miejscach opowiedzieć. Abijan jest miastem, gdzie jest port. Jest wiele fabryk zarówno europejskich jak i lokalnych. Produkują one różne rzeczy: od żywności po chemię, maja tez fabryki motoryzacyjne, gdzie składane są samochody i części do samochodów. W Abijanie jest łatwiej. Miasto się bardzo rozwija. Jeśli ktoś skończy studia to może znaleźć dobrą pracę. To nie jest łatwe, ale jest możliwe przy odrobinie szczęścia i znajomościach. Jednakże dla większości ludzi taka praca nie jest dostępna. W prostych pracach też można zarobić. Jeżeli ktoś jest zdrowy to może się utrzymać tak, aby wysłać dzieci do szkoły, wynająć mieszkanie itd. W Abijanie jest ciężko, ale w Ouagadougou jest dużo ciężej. W tym mieście nie ma żadnych fabryk, nie ma dostępu do morza. To wszystko sprawia, ze widać różnicę w rozwoju. Są pewne organizacje, które działają, jest Kościół. Państwo nie ma środków na pomoc. Ludzie potrzebują pomocy, ale ja to patrzę na to w takim szerszym kontekście. Żeby nie sprowadzać wszystkiego do pomocy. Trzeba pracować żeby w kierunku zmiany struktury. Żeby się kraj rozwijał. To tez jest kwestia polityczna, bo Afryka wciąż jest kolonizowana. To jest paradoks, że walczymy z nielegalną imigracją, żeby ludzie nie uciekali z Afryki, żeby nie ginęli na morzu. Tam też są takie akcje uwrażliwiające ludzi na ten temat. Z jednej strony chcemy im pomagać, a z drugiej strony, te same kraje, które krzyczą żeby im pomagać eksploatują ta Afrykę. Widzę tą hipokryzję, bo dajemy przysłowiowe jedno euro na pomoc uchodźcom, a wyciągamy z Afryki dziesięć euro. - Przestępczość. Jest bardzo duży problem narkotyków wśród młodzieży w dużych miastach. Jak się rozmawia z ludźmi pracującymi z młodzieżą w szkołach – jest to problem. Rodzice z tych biedniejszych domów nie mają czasu dla dzieci, bo pracują. Rodzic wychodzi o 4 rano z domu i wraca o 21 wieczorem, bo musi się przemieszczać. Dzieci są zostawione samym sobie. W wioskach struktura społeczna jest mocna, i ludzie widzą jak ktoś się źle zachowuje. W miastach, gdzie ludzie się nie znają, mówią różnymi językami, bo przecież pochodzą z różnych regionów, nie wykształca się mocna więź społeczna. Dzieci w wielkich miastach są wystawiane na niebezpieczeństwo demoralizacji. W rodzinach zamożniejszych też dzieci sięgają po narkotyki, tyle ze z innych powodów. - Edukacja. A: W Afryce trzeba mieć naprawdę zacięcie żeby się uczyć, bo klasy są liczne. W szkołach państwowych w klasie może być miedzy 50 a 100 dzieci, które siedzą w klasie przy upale 40 stopni. Proszę sobie to wyobrazić. Wytrzymać w klasie w takim hałasie, w takiej atmosferze, gdzie jest gorąco. Trzeba być zdolnym, żeby się w takiej klasie wybić. Osoba przeciętna może łatwo się zniechęcić, a nauczyciel nie ma czasu dla każdego ucznia. Jest wiele inicjatyw oddolnych. Są też szkoły prowadzone przez kościół lub inne organizacje pozarządowe lokalne i zagraniczne. Jeżeli nie ma w społeczności lokalnej takich, osób, które mogą pomóc, to trzeba szukać środków z zewnątrz. A edukacja kosztuje. Nawet przy dobrych chęciach nie da się edukować bez środków finansowych. Nauczyciel może przyjść za darmo na godzinę lub dwie, ale nie może pracować za darmo cały miesiąc bo też ma rodzinę do utrzymania. Trzeba mu dobrze zapłacić żeby był zmotywowany do pracy. Afryka się zmienia, ale wciąż doświadcza braku szkół państwowych. W wielu państwowych szkołach brakuje miejsc. Szkoły mają limity miejsc. Zamożniejsi mogą posłać swoje dzieci do szkół prywatnych, ale jak ktoś ma ośmioro dzieci, to pośle do szkoły tylko chłopców, a reszta rodzeństwa nie skończy szkoły. To rodzi kolejny problem. Osoby, które skończą szkołę i znajdą dobrze płatną pracę, to niejako mają wewnętrzny przymus oraz nacisk z zewnątrz żeby pomóc tym, którzy nie mieli szansy skończyć szkoły. Osoba, która pracuje często ma na utrzymaniu nie tylko swoja rodzinę, w sensie dzieci i żonę, ale całą dużą rodzinę. Czasami pracują oni pod presją krewnych. To też prowadzi do korupcji. Oni nie chcą dać się skorumpować, ale rodzina mówi: dziadek jest chory, babcia jest chora, wujek jest chory, a ktoś mając dobrą pracę ma dojścia żeby ,,zakombinować” (…) Ma wybór. Albo widzi, że ktoś z rodziny umiera, albo weźmie środki z kasy firmowej. To nie jest dobre, ale my patrzymy na to w całkiem innych kategoriach. W Polsce jak jest korupcja to nie po to bo mu babcia umiera, tylko dopuszczają się jej osoby, które robią inne rzeczy z pieniędzmi. A tam wiele nadużyć jest spowodowana tym, że oni chcą pomóc swojej rodzinie. Oni maja na sobie presję, bo żyją w społeczności. Często osoby poddane presji społeczności lokalnej nie będą miały siły powiedzieć ,,nie.” Odmowa będzie zinterpretowana że ktoś nie chciał pomóc. - Emigracja. Dlatego nawet ludzie, którzy przyjeżdżają do Europy z Afryki na studia czy do pracy często nie mają aż takich mocnych relacji ze swoimi rodzinami, bo rodziny też ciągle proszą. ,,Dajcie, dajcie, wy tam w Europie dużo zarabiacie.” (…) W takich sytuacjach ludzie zrywają więzy z rodziną, bo nie wytrzymują presji, a pomóc nie mogą. (…) Łatwo jest osądzać ludzi, ale jak się głębiej zastanowić, to trzeba ich zrozumieć. Są osoby, które wracają. Ale też osoby, które zaczęły pracę w Europie, skończyli studia, są doceniani, to będą kuszeni żeby zostać. Dobry lekarz w Europie jest w cenie. Nie chcę przez to powiedzieć ze tylko najgorsi wracają do Afryki. Inni wybierają Europę, bo tutaj jest łatwiej. Specjaliści mają dostęp do aparatury, lepszych technologii. Może w takich osobach zrodzić się dylemat czy wracać do Afryki, gdzie się trzeba zmagać z najprostszymi rzeczami. Pomimo dobrych chęci by wrócić do ojczyzny można się zniechęcić. Bo tam ,,nie ma tego, nie ma tamtego, a tamto jest zepsute.” - Relacje międzyludzkie w lokalnej społeczności. A: W lokalnej społeczności każdy ma swoją rolę, którą ma pełnić. To jest wszystko dobrze zaprogramowane. (…) Dzieci od małego patrzą jak to przebiega. Np. kwestia uczestniczenia w pogrzebie. Tam gdzie byłem to najważniejszym wydarzeniem społeczności jest pogrzeb, więc czy się chce czy nie, trzeba być obecnym na pogrzebie. ,,Jak się nie będzie chodziło na pogrzeby innych to ludzie nie przyjdą do mnie.” Podobnie przy okazji różnych świąt, należy cały czas podtrzymywać relacje. Trochę to jest takie businessowe: ja tobie, ty mi. Zresztą tak było i tutaj w Polsce. To teraz się tak stało, ze każdy jest wolny. Z jednej strony to dobrze, że każdy żyje jakby sam dla siebie, ale z drugiej strony to rozbiło więzi. Te więzi są bardzo ważne w tradycyjnych społecznościach, aby dobrze spełnić swoją rolę w społeczeństwie. - Czas. A: Ludzie mają więcej czasu i są bardziej cierpliwi – chociaż kierowcy nie są. Ludzie podchodzą do wszystkiego z większym dystansem. Nawet jak się coś tam opóźni, to to nie jest tragedia. Ważniejsze by dojechać do celu, a czy autobus się spóźni czy nie to już nie jest tak bardzo ważne. Oczywiście to się zmienia, bo ludzie też już nabierają nawyków by wszystko robić na czas. Następują zmiany społeczne. Ludzie, którzy pracują w europejskich firmach nasiąkają zachodnią mentalnością. Ale to prawda, ludzie są bardziej cierpliwi. Nie jest ważne co się robi, ale też jak to się robi. Nie ważne że przyszedłem do sklepu coś kupić, ale też jest ważne jak ja to kupuje. Że pogadam, może nawet nie kupię, ale ważne żeby przyjść, docenić. Ta cała relacja jest ważniejsza niż samo osiągniecie celu. Ważne jest pozdrawianie ludzi, czy w sklepie czy w biurze. To nie jest ważne żeby przyjść załatwić sprawę i wyjść. (…) Miałem kiedyś taka sytuację na lotnisku dwa lata temu. Leciałem do Polski i miałem wiertarkę w walizce. Wzięli tą walizkę, ja już wchodzę na lotnisko w Ouagadougou, zdejmuję wszystko co metalowe, żeby przejść prze bramkę, i słyszę że jestem proszony do miejsca, gdzie się nadaje bagaże. Wziąłem swoje rzeczy, wracam, wzięli mnie tam z tyłu żeby zobaczyć co jest w tej walizce. Podejrzewali pewnie że to jest broń. Kazali mi otworzyć, okazało się że nic nie ma. Po powrocie celnicy byli zaskoczeni i pytali co tam robię że mnie cofnęli. Powiedziałem że jestem księdzem i cała grupa tych co byli na bramkach się zeszła, muzułmani, katolicy, i poprosili: ,,No to niech ojciec nas pobłogosławi.” Puścili mnie, już chyba nawet zapomnieli o kontroli. Ludzie nie mają barier. To nie jest sztywne, że jestem w pracy to jak czegoś nie zrobię to będą konsekwencje. Ważne żeby wejść, pozdrowić. Bo czasami nawet jak się wejdzie a nie powie się dzień dobry to można być źle przyjętym. Widzi się osobę dziesięć razy dziennie, trzeba ją dziesięć razy pozdrowić. Ja mam taki charakter, że czasami nie powiem dzień dobry współbraciom, to się pytają czemu ich nie pozdrowiłem. Ja myślę, że przecież widzimy się cały czas, a oni myślą że to tak jakbym był zły na nich, lub że coś się stało. To jest dla mnie takie formacyjne, żeby się na to uwrażliwiać. Afrykańczycy są bardziej wrażliwi na drugiego. Są też bardziej spostrzegawczy. My Europejczycy wielu rzeczy nie widzimy, a oni widzą. Pewne słowa wyłapują. Bardziej obserwują, podczas gdy my gubimy to żeby coś widzieć w innym. To jest bardzo ciekawe. - Burkina Faso. A: Na Wybrzeżu Kości Słoniowej byłem na parafii, ale w 2020 roku przyjechałem do Burkina Faso no i przełożeni mi zaproponowali całkiem inną pracę. Zostałem przełożonym domu gościnnego, gdzie współbracia przyjeżdżają na odpoczynek. Byłem tam ekonomem i przełożonym wspólnoty. Było nas czterech, czasami pięciu. Każdy z nas się zajmował inną działką. To nie była parafia. Jeden współbrat pracował w szkole dla dzieci z trudną młodzieżą, której był dyrektorem, inny współbrat był odpowiedzialny za powołania w naszym zgromadzeniu, odwiedzał kandydatów, przygotowywał papiery dla nich, no i jeden, który wyjechał do Francji – był odpowiedzialny za dialog międzyreligijny. Ja tam byłem ekonomem i też pomagałem przy wyrabianiu wiz, zakupie biletów, robiłem zakupy, oraz pomagałem w domu prowincjalnym ekonomowi prowincjalnemu. Wolałbym pracować w parafii, ale przełożeni mi zaproponowali inną pracę a ja nie miałem argumentów żeby ją odrzucić. Do tego zaproponowali mi dwuletnie studia ekonomiczne. W moim wieku to nie było łatwe. Byłem w szkole świeckiej założonej przez protestantów. Byłem jedyny biały w grupie. Było nas 15 osób na roku. Oni później się dowiedzieli że jestem księdzem. W klasie byli katolicy, protestanci i muzułmanie. Profesorowie tez różnych wyznań, chrześcijanie i muzułmanie. W Burkina Faso ta różnorodność wyznaniowa nie stanowi problemu. Skończyłem te studia i zrobiłem się takim trochę urzędnikiem. Oczywiście pomagam w parafii w odprawianiu Mszy, w spowiedziach, i innych pracach parafialnych, bo jesteśmy na terenie parafii katedralnej. Niedaleko nas inna wspólnota Ojców Białych prowadzi parafię, to też tam pomagam. Czasem do naszego domu przychodzą ludzie żeby się wyspowiadać lub po porady, towarzyszenie duchowe. Wrócę tam w czerwcu i od lipca rozpocznę nową pracę jako ekonom Prowincji Afryki Zachodniej. Ta prowincja obejmuje Mauretanie, Mali, Burkina Faso, Togo, Niger i Wybrzeże Kości Słoniowej i Czad. Mamy około stu współbraci w tej prowincji w dwudziestu kilku wspólnotach. Ta nowa praca pokazuje mi jak Afryka się zmienia. Kiedyś wystarczył zeszyt z długopisem. ,,Zrobiliśmy projekt, dostaliśmy 1000 Euro, wydajemy 1000 Euro i projekt jest zrobiony. A teraz w ekonomacie mamy trzydzieści dwie osoby, które zatrudniamy. Państwo też wymaga żeby mieć księgowość prowadzoną według oficjalnych norm. Mają prawo kontroli, ponadto trzeba co miesiąc odprowadzać składki zdrowotne czy emerytalne. Muszę je płacić przez Internet. Już w Afryce nie jest tak jak sobie wielu ludzi w Europie wyobraża - że to takie lepianki wszędzie. Nie jest tak. Jest Internet, są platformy gdzie się opłaca podatki, gdzie się robi przelewy w banku, są podpisy elektroniczne. Bo te banki, które są tam, one przyjeżdżają skądś. Są banki, które mają swoje oddziały w kilkudziesięciu krajach, to oni wprowadzają rozwiązania podobne do tych, które mamy w Polsce. Może trochę z opóźnieniem, ale jednak. Aby być dzisiaj ekonomem w Afryce, to trzeba już poświęcić na to trochę czasu i umiejętności, żeby nie zrobić jakichś błędów. Trzeba zmieniać obraz Afryki. Są miejsca biedne, bez prądu, bez wody, ale są też miasta, które wyglądają jak miasta europejskie. Widać że Afryka się zmienia, i ludzie się zmieniają. Mówiliśmy o wykształceniu. Ludzie kończą bardzo dobre studia, robią businessy, niektórym się to udaje, innym nie. W zarządach firm już są lokalni ludzie, nie tak jak kiedyś gdy wszystko było zarządzane przez Europejczyków. Afrykańczycy, tak samo jak wszędzie na świecie, jedni są bardziej inni mniej inteligentni. Wszyscy są stworzeni przez Boga, i maja się rozwijać. Ważne by im dać tą szanse na rozwój. - Przygotowanie do chrztu. A: W miastach jest łatwiej bo co tydzień jest katecheza. W weekendy ludzie mają więcej czasu. Młodzież też jest wtedy poza szkołą. Katechumeni podzieleni są na grupy wiekowe. Staramy się my jako księża dawać katechezę bo nie mamy wiele osób świeckich, które skończyły studia teologiczne. Wolontariusze nie zawsze mają odpowiednią formację. Ludzie zadają trudne pytania, które nawet dla nas księży stanowią wyzwanie, i trzeba się zastanowić jak odpowiedzieć. To nie jest automatyczne że się zna odpowiedź na wszystkie pytania. Dlatego staramy się żeby w grupie katechetycznej był ksiądz i dwie osoby świeckie. Tak sytuacja wygląda w mieście. Na wiosce jest trudniej, bo jak jest po deszczu to trzeba iść w pole a nie na katechezę. Poziom katechetów na wioskach jest różny, ale niektórzy z nich przyjeżdżają do miasta na kursy formacyjne. To nie chodzi tylko o to żeby się czegoś nauczyć ale też aby pozbyć się tych swoich wierzeń, swoich bożków. To nie jest tylko praca intelektualna, nie chodzi o katechezę jako przekazywanie wiedzy religijnej, ale o pewną drogę duchową. Nie wszystko jest złe w tych wierzeniach, ale są pewne rzecz, które zniewalają. Dla nas w Polsce wiara to jest wiara. Jak się wierzy to się wierzy po katolicku. A tam nie. Widzi się jak ludzie naprawdę wierzą w tych bożków, i boją się tego. Boją się ich zostawić, bo jak się zostawi, to jakieś zło przyjdzie. Jak ktoś próbuje zostawić tych bożków, to później do nich wraca z powodu strachu. Boją się ich. To nie jest tak, że ,,cztery lata katechezy, i już jestem ochrzczony i prowadzę życie.” Nie. Niektórzy po chrzcie jeszcze mają wiarę w bożki. Oni się boją i to jest autentyczny strach. Właśnie na tym polega wiara. Wierze w Chrystusa, wiem że On mnie dobrze prowadzi, że mnie strzeże, że zajmuje się mną, że życie wieczne jest, i jest mi z tym dobrze. I czuje się dobrze. A oni nie. Dla nich nasza wiara jest czymś nowym. Osoba może powiedzieć intelektualnie, że chce wierzyć, ale w sercu i w umyśle jeszcze są te stare przyzwyczajenia. To nie jest automatyczne, i trzeba tych ludzi rozumieć. Nie można kogoś zmusić do wiary albo do niewiary. Albo ja sam decyduje i Bóg mi daję tą łaskę wiary i wtedy wierzę, albo po prostu nie wierzę. Zresztą w Polsce też są przesądy. Ktoś nie przejdzie tu czy tam bo w domu nieszczęście będzie. Jest taki starszy wiekiem chrześcijanin, chyba jeszcze żyje, nie byłem tam kilka lat, nie miałem wiadomości, ale on razem z naszym współbratem napisał taka książkę: Jezus nas wyzwala. To była taka pomoc dydaktyczna jak wyjść z tych wierzeń tradycyjnych i zaufać Chrystusowi. On mi opowiadał swoim zmaganiu. Około dwudziestu lat wychodził z tych wierzeń tradycyjnych. Już był zaangażowany w chrześcijaństwo, wewnętrznie był przekonany, ale się bał i nie mógł zostawić dawnych bożków. I mówił, że trwała w nim wojna. On chciał się wyzwolić a nie mógł jakoś. Nawracanie nie jest takie automatyczne, dlatego mówiłem, że Duch Święty pracuje. My tylko możemy pomóc, a co osoba ma w sercu, to nie powie bo się boi, albo jej wstyd, albo coś. - Różaniec Ojców Białych. A: Jest zrobiony z drewnianych koralików czarnych i białych. To jest można powiedzieć symbol naszego zgromadzenia, bo biała szata – gandura, pochodzi od ubioru ludzi z północnej Afryki, z Algierii, z dziewiętnastego wieku. Można zobaczyć że Arabowie tez chodzą ubrani w podobne stroje. Może nasza gandura się z czasem zmodyfikowała żeby ulepszyć coś, ale jest wzorowana na ubiorze algierskim, bo nasz założyciel chciał abyśmy byli blisko ludzi. Abyśmy jedli to co ludzie, żyli tak jak ludzie, ubierali się tak jak ludzie, z którymi pracujemy. Ludzie tak się ubierali w Algierii, gdzie powstawało zgromadzenia, dlatego też jesteśmy nazwani Ojcami Białymi. Nie dlatego że jesteśmy biali, tylko właśnie ubiór. Księża diecezjalni tam chodzili w czarnych strojach, a my jako misjonarze w białych, tak jak lokalni ludzie. Dlatego zaczęto nas nazywać Ojcowie Biali, pomimo że oficjalna nazwa to Misjonarze Afryki. Różaniec zaś wziął się z tego, że nasz założyciel miał pobożność maryjną. Właśnie nasze święto jest 8 grudnia – Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP. Ten różaniec robimy sobie sami w nowicjacie, bo w nowicjacie otrzymujemy gandurę i oficjalnie stajemy się członkami zgromadzenia (choć nie w stu procentach). Zrobienie takiego różańca zajmuje kilka dni. - Coś takiego co się zapamięta na zawsze. A: Moje początki w Afryce były bardzo ciężkie. Nawet chciałem wracać, ale później jakoś z czas się przyzwyczaiłem. Ja byłem praktycznie jedynym Europejczykiem podczas mojej formacji. Coraz mniej powołań jest stąd. Jak się w Afryce nawet spotykam z Polakami to jest mi trochę inaczej. Znam wspólnoty gdzie jest dwóch lub trzech Polaków razem, wiec mówią po polsku, mniej więcej funkcjonują w tym rytmie polskim. Teraz już można mówić przez Internet z rodziną po polsku, a kiedyś tego nie było. Ja miewałem okresy gdy przez kilka miesięcy nie rozmawiałem po polsku. To co mnie najbardziej dotyka na misjach to jest duża autentyczność Afrykańczyków. Ich życie jest bardziej autentyczne, problemy, które są, są bardziej autentyczne, nie ma problemów wymyślonych, żyje się naprawdę takim życiem prawdziwym. Jest większy respekt dla drugiego, większe zrozumienie drugiego, że nie trzeba być tak bardzo perfekcyjnym. Niektóre rzeczy się robi, albo się uda albo się nie uda. Jak się samochód zaparkuje trochę krzywo to się zaparkuje krzywo, nie trzeba do linii dojeżdżać. W Europie się ludzie złoszczą że się źle parkuje. Tam jest wszystko takie mniej stresujące. Ja w Polsce czuję napięcie, w kolejce ludzie tacy niecierpliwi że trzeba czekać, no ale przecież wszyscy czekają. Jak się przyszło się do sklepu w sobotę rano, to wiadomo że jest dużo ludzi w sklepie. W Afryce jest mniej tego. I też relacje z księżmi w Afryce są jakieś bardziej przyjacielskie, bezpośrednie. Żeby nie tylko do celu dojść ale raczej samo bycie w drodze jak się ją pokonuje jest ważne. Nie sam cel jest ważny ale też ta droga do celu. Bo można zrobić wszystko ładnie, szybko, pięknie, ale nie ma z tego radości. - Bo w sumie wiele osób chce coś osiągnąć już teraz. A: No właśnie. Myślę ze to jest trochę destrukcyjne. Osiągamy wszystko, a na koniec widzimy ze sami zostaliśmy z tym wszystkim co osiągnęliśmy. Że po drodze gdzieś nie było przyjaciół, nie było rodziny, nie było odpoczynku, nie było relacji. Jak widzę młodsze pokolenie (w Polsce), to oni już inaczej żyją. W szkole nie ma relacji, na ulicy nie ma ludzi. Najgorsze jest to że sobie sami robimy to zło. Bóg jest obecny w świecie, i gdzieś nam pozwala się gubić w tym wszystkim, ale przyjdzie czas że się obudzimy i stwierdzimy że nie tędy droga. Ja nie jestem pesymistą. Problemy są, wyzwania są, świat się zmienia, ale żyjemy – jak to się mówi - aby zdrowie było. - Wsparcie misji. A: Nie mam teraz numeru konta, najwyżej mogę podać później, czy nie wiem jak to robicie. Na stronie internetowej jest podany numer konta. Odwiedzać proszę Facebook i stronę, i też proszę nas odwiedzać bo w każdą pierwszą sobotę miesiąca mamy Msze dla Przyjaciół, a po Mszy ciastko, kawę i spotkanie z misjonarzem albo osobą świecką, która przyjechała z Afryki. Nawet jeśli ktoś był w Afryce i chce coś opowiadać to proszę się zgłosić do ojców. - Podziękowania. A: Dziękuję bardzo i też pozdrawiam. Nie wiem czego to się w Polsce życzy. Aby było zdrowie i pokój. Burkina też teraz przechodzi trudną sytuację, i w wielu miejscach na świecie też są konflikty, o których media nie mówią, więc módlmy się o pokój.